recenzja http://www.filmowykot.pl obejrzane, przeczytane, zasłyszane, przeżyte, doświadczone Sun, 07 May 2017 00:35:34 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.com/ https://secure.gravatar.com/blavatar/555245566cfacaf922a07d69b4ae9721?s=96&d=https://s2.wp.com/i/buttonw-com.png recenzja http://www.filmowykot.pl Wuthering Heights http://www.filmowykot.pl/2017/05/05/wuthering-heights/ http://www.filmowykot.pl/2017/05/05/wuthering-heights/#comments Thu, 04 May 2017 22:21:17 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=11103 Czytaj dalej Wuthering Heights]]> Niemożliwym byłoby spodziewać się, że Andrea Arnold zrobi film oczywisty, uporządkowany i od początku do końca wierny swojemu książkowemu pierwowzorowi…

Wichrowe wzgórza Emily Brontë. to klasyk swojego gatunku – kanon literatury anglojęzycznej, powieść którą namiętnie czytałam pod ławką w liceum. Historia o szaleństwie, miłości i szaleństwie z miłości…

Heathcliff to chłopiec znikąd którego pewnego dnia przyprowadza do domu ojciec Cathy – oznajmiając swoim dzieciom (Cathy i okrutnemu starszemu synowi Hindley’owi) oznajmia, że od dzisiaj mają traktować go jak brata. Po jego śmierci, kiedy Hindley obejmuje pieczę nad rodziną Heathcliff zaczyna być traktowany niczym zwierzę – akurat wtedy kiedy jego fascynacja swoją przyszywaną siostrą zaczyna coraz silniej dawać o sobie znać.

wuthering heights 01

Andrea Arnold odrobinę zmieniła historię Kathy i Heathcliffa (głównym zarzutem jest to, że Heathcliff pojawił się w filmie jako czarnoskóry chłopiec, nie jak w wersji książkowej – cygański chłopiec), poddała ją lekkim obróbkom, zagęszczeniom i tchnęła w całość inną duszę – duszę pustkowia i miejsca które zdaje się być zapomniane przez wszystkich. Razem z autorem zdjęć Robbie’m Ryanem stworzyli świat pełen bezwzględności – niebezpiecznej, zimnej i groźnej natury która bezlitośnie traktuje wszystkich którzy staną na jej drodze. Podobnie prowadzona jest sama historia i główni bohaterowie – bo zarówno Cathy (świetna młoda Cathy – Shannon Beer) jak i Heathcliff (młody Heathcliff – Solomon Glave) wydają się przypominać dzikie, nieufne zwierzęta…

wuthering heights 05

Arnold jak zawsze nie boi się również sensualności, brudu i zwyczajnej ludzkiej fizjologii. Budując relacje między dwójką dzieciaków pozwala im na swój sposób ze sobą walczyć, odkrywać się wzajemnie i badać. Nie stroni w tym wszystkim od końskiego galopu, błota czy wyrywania włosów – całą swoją mocą będzie chciała nas zahipnotyzować i sprawić żebyśmy na własnej skórze poczuli tutaj każdy kadr – drobne muśnięcie światłem czy ulewny deszcz.

wuthering heights 04

Po raz kolejny Arnold udowodniła też, że nie ważne w jakich czasach się porusza – jej historie i jej bohaterowie są zawsze na swój sposób wyraziści, a okoliczności i szerokość geograficzna wręcz napierają na nas ze wszystkimi swoimi żywiołami. Wiatry, suche trawy, owady czy zaplątane w pułapki zające – to nieodłączny sztafaż Wichrowych Wzgórz i całej opowieści.

Niestety w połowie filmu, gdy następuje znaczny skok w czasie opowieści (Heathcliff opuszcza Wichrowe Wzgórza na kilka lat) historia zdaje się przez moment tracić swoją moc nieobliczalności i spontaniczności. Zamiast tego pojawia się większe okrucieństwo – tym razem świadomych, zdesperowanych i bardzo zdeterminowanych dorosłych ludzi, którzy postanawiają zmusić drugą stronę aby zapłaciła za dawne krzywdy. Dorośli Cathy (Kaya Scodelario) i Heathcliff (debiutujący James Howson) spętani przez konwenanse wyzywają siebie wzajemnie na trochę inne – aczkolwiek równie szaleńcze pojedynki. I chociaż brak może między nimi tej dzikiej fascynacji jaka kwitła w pierwszej części filmu, to jednak ich relacja przepełniona jest tą samą dawką uporu i twardego charakteru.

wuthering heights 03

Zmianą jaka była zarzucana Arnold, w stosunku do literackiego pierwowzoru, to nie tylko kolor skóry Heathcliffa, ale również mięsisty i wulgarny język bohaterów jakiego brak w powieści. Bohaterowie nie bawią się tutaj w żadne romantyczne konwenanse – zarówno w życiu codziennym jak i w scenie chrztu Heathcliffa. Naturalizm i chropowatość całej historii zostały tutaj posunięte do granic możliwości. W końcu jeśli opowiadać o szaleństwie – to z całą jego mocą i wszystkimi konsekwencjami…

wuthering heights 02


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/05/05/wuthering-heights/feed/ 1 wuthering heights head filmowykot wuthering heights 01 wuthering heights 05 wuthering heights 04 wuthering heights 03 wuthering heights 02
Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie http://www.filmowykot.pl/2017/05/01/dobrze-sie-klamie-w-milym-towarzystwie/ http://www.filmowykot.pl/2017/05/01/dobrze-sie-klamie-w-milym-towarzystwie/#comments Mon, 01 May 2017 19:09:16 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=10497 Czytaj dalej Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie]]> Kilkoro przyjaciół spotyka się na kolacji. Za oknem właśnie pojawi się zaćmienie księżyca, a oni wszyscy postanawiają zagrać w pewną nietypową grę – będą czytać głośno wszystkie wiadomości jakie odbiorą ich telefony.

Rocco (Marco Giallini) i Eva (Kasia Smutniak) zapraszają znajomych na wspólną kolację. Podczas kiedy jeszcze krząta się po kuchni – Eva wygłasza kolejną tyradę w związku z jej skomplikowaną relacją z córką. Bianca (Alba Rohrwacher) i Cosimo (Edoardo Leo) właśnie podjęli decyzję, że chcą postarać się o dziecko, a Carlotta (Anna Foglietta) pociąga zdrowy łyk alkoholu zanim wyjdzie z mężem (Valerio Mastandrea) z domu – o ile Lele przestanie ukrywać się w toalecie ze smartfonem w dłoni. Jedynie Peppe (Giuseppe Battiston) nie ukrywa swojego spóźnialstwa…

dobrze sie klamie w milym towarzystwie 01

Jak łatwo się domyślić – każdy z nich ma na sumieniu jakieś grzeszki. Nie wiadomo jeszcze tylko jak duże i jak słabo ukryte…

Film Paola Genovese’a to z pozoru lekka i zabawna historyjka rozgrywająca się przy jadalnianym stole. Precyzyjnie utkana, powoli dawkuje nam kolejne sekrety każdego z bohaterów, odkrywa karty jakich się nie spodziewaliśmy i odbiera smsy czy maile jakich lepiej wolelibyśmy nie czytać. Oczywiście spodziewamy się, że ta gra w całkowitą otwartość może skończyć się niezbyt pomyślnie – w końcu na tym polega to fabularne szaleństwo. Jednak mimo tego jaki koniec przeczuwamy – to na szczęście nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak do niego dojdzie.

dobrze sie klamie w milym towarzystwie 02

Na szczęście Genovese razem ze sztabem scenarzystów (Filippo Bologna, Paolo Costella, Paola Mammini, Rolando Ravello) nie moralizuje i nie rozlicza bohaterów z większych i mniejszych zdrad (zdrad wszelkiego pokroju – bo nie zawsze to musi być ta klasycznie rozumiana zdrada małżeńska). Twórcy spokojnie i konsekwentnie brną w ustalone wcześniej zasady i bawią się wiedzą czy podejrzeniami każdej z postaci. Na dodatek nas samych – widzów, nie zawsze stawiają na uprzywilejowanej pozycji wiedzących więcej. Nie mamy dostępu do historii z przeszłości czy poufnej rozmowy w cztery oczy Rocca z córką – dlatego możemy spodziewać się wszystkiego. I mimo tego, że czasami zerkamy przez ramię na sztuczki niektórych bohaterów, po cichu obstawiamy ich kolejne potknięcia czy jesteśmy świadkami dyskretnej podmiany telefonów – to jednak w piękny sposób dajemy się zwodzić.

W końcu tak jak każde z uczestników kolacji jesteśmy tylko ludźmi – chcemy wierzyć, ufać i pozornie pragniemy dotrzeć do prawdy.

Pytanie jednak – na ile lepiej czasami nie wiedzieć, a żyć spokojniej i zdrowiej? A nawet jeśli wiedzieć to nie dawać po sobie znać i nie mówić głośno…

dobrze sie klamie w milym towarzystwie 04

Bo jak się okazuje na koniec wieczoru Genovese podejmuje bardzo ludzką decyzję – o rozpoczęciu innej, odrobinę trudniejszej gry pod tytułem nic się nie stało. Bo sekrety powinny być tam gdzie ich miejsce – zamiecione pod dywanem.


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/05/01/dobrze-sie-klamie-w-milym-towarzystwie/feed/ 3 dobrze sie klamie w milym towarzystwie head filmowykot dobrze sie klamie w milym towarzystwie 01 dobrze sie klamie w milym towarzystwie 02 dobrze sie klamie w milym towarzystwie 04
Notes on Blindness http://www.filmowykot.pl/2017/04/12/notes-on-blindness/ http://www.filmowykot.pl/2017/04/12/notes-on-blindness/#comments Wed, 12 Apr 2017 21:32:54 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=10073 Czytaj dalej Notes on Blindness]]> Latem 1983 roku, tuż przed narodzinami swojego syna pisarz i wykładowca teologii John Hull traci wzrok. Pomimo operacji i leczenia – zdaje sobie sprawę, że to co go spotyka jest nieodwracalne. Postanawia zacząć nagrywać swój dziennik i chwilami potraktować swój nowy stan jako przygodę.

Peter Middleton i James Spinney biorąc na warsztat dokumentalne nagrania dźwiękowe tworzą niezwykłą w swym wyrazie opowieść filmową. Inscenizując sceny (z zatrudnionymi aktorami) prowadzą nas przez życie kogoś, kogo powoli zaczyna ogarniać nieprzenikniona ciemność. Hull nie tylko opowiada o tym jak radzi sobie w nowej dla niego i jego rodziny sytuacji – ale przede wszystkim dzieli się ze światem swoimi odczuciami, poczuciem tożsamości, snami i zanikającymi wspomnieniami – obrazami. W końcu – jak stwierdza, jeśli nie zrozumie swojego stanu – utrata wzroku może go zniszczyć.

A070_C001_081319

Choć mało znany, to ten pełnometrażowy film dokumentalny zasługuje na wielkie uznanie. Notes on blindness to film niezwykły, poetycki, refleksyjny i momentami – wręcz zapierający dech w piersiach…

Chociaż nie jestem zwolenniczką inscenizowanych filmów dokumentalnych, to jednak twórcy Notes on Blindness zabrali mnie w niezwykłą podróż o której ciężko jest zapomnieć. Dzięki pięknym, wrażeniowym kadrom dotknęli tematów jakie są wspólne nam wszystkim – kwestii poczucia tożsamości, przynależności czy przemijania. Dzięki nagraniom Hulla zastanawiają się nad kwestią nieuchronnego zacierania się obrazów jakie chcielibyśmy na zawsze zachować w swoich głowach. Bo kiedy tak naprawdę tracimy swoją tożsamość? Co będzie jak zapomnimy jak wyglądali nasi rodzice, albo jaki był rozkład pomieszczeń w domu rodzinnym? Co się dzieje z naszymi korzeniami kiedy zapominamy skąd pochodzimy? Na czym wtedy należy oprzeć swoją tożsamość?

Notes on Blindness 02

Jako film, który powstał poprzez dogrywanie obrazów do istniejących już pamiętników sprzed kilkudziesięciu lat Notes on Blindness jest opowieścią niezwykle żywą, autentyczną i aktualną…

Notes on Blindness momentami może wydawać się zbyt długi. Zarzutem mogłaby się również wydawać kwestia pojawienia się aktorów, którzy wcieli się w role Hulla i jego rodziny (Dan Renton Skinner jako Hull i Simone Kirby jako jego żona) – jednak dzięki oryginalnym głosom czy żywym i dynamicznym wspomnieniom całość ocieka autentycznością i intymnością. Ponadto sam Hull i jego żona również pojawili się w jednym z finałowych ujęć.

Co ciekawe, ten film powstał również w wersji VRowej. I chociaż miałam do czynienia z ową techniką i nie jestem jej specjalną zwolenniczką – to jednak do projektów których celem jest tak totalne zanurzanie nas w czyjeś rzeczywistości – to myślę, że doświadczenie tego filmu byłoby sprawą niezapomnianą.

A077_C011_081476

PS: (Ponoć Notes on Blindness można upolować na Netflixie, ja widziałam ten film na jednych z zajęć w Szkole)


Kategoria: film dokumentalny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/04/12/notes-on-blindness/feed/ 1 Notes on Blindness head filmowykot A070_C001_081319 Notes on Blindness 02 A077_C011_081476
American Honey http://www.filmowykot.pl/2017/03/23/american-honey/ http://www.filmowykot.pl/2017/03/23/american-honey/#comments Thu, 23 Mar 2017 08:49:37 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=9456 Czytaj dalej American Honey]]> Gdyby pierwsze dziesięć minut tego filmu było szkolną, krótkometrażową etiudą – byłaby to jedna z najlepszych etiud w historii… 

Nie da się ukryć, że film Andrei Arnold nie należy do tych krótkich i zwięzłych. Okraszony zaduchem przepełnionegobusa, upalną pogodą i młodzieżowym soundtrackiem oprowadza nas po świecie współczesnych amerykańskich szos i moteli. W gruncie rzeczy jest dość brutalny w swoim opowiadaniu, nie przyjmuje odmowy i niczego nie wygładza – i po raz kolejny przypomina, że wszyscy mimo wszystko dążymy do szczęścia.

American Honey 04

Star (niesamowicie ciekawa Sasha Lane) chociaż ledwie weszła w dorosłość już musiała nauczyć się walki o przetrwanie. Choć nie wiemy o niej zbyt wiele, to pewnym jest że nie pasuje do rodziny z którą mieszka pod jednym dachem. Opiekuje się dwójką swojego przyszywanego rodzeństwa, czasami grzebie w śmietniku w poszukiwaniu jedzenia, a w bardzo obdrapanych czterech ścianach mieszka z chłopakiem, którego nie kocha.Dlatego po otrzymaniu zdawkowej propozycji od Jake’a (Shia LeBeouf w bardzo dobrej roli) na jednym z parkingów przy supermarkecie – nie ma nic do stracenia i kilkanaście godzin później razem z nim i grupą podobnych jej ludzi wsiada do białego busa…

American Honey 02

Andrea Arnold, chociaż używa dobrze znanych składników aby opowiedzieć o Ameryce drogi, nafciarzy i kowbojów – to jednak robi to w sposób świeży i współczesny. Każdego z bohaterów obserwuje z ogromną czułością, obdarza uwagą i nie boi się zadawać pytań o ich marzenia. Nie ocenia, nawet gdy wszystko to co robią zdaje się być bardzo wątpliwe. Kiedy każde z bohaterów żmudnie krąży od domu do domu, chcąc naciągnąć kolejnego mieszkańca na prenumeratę czasopisma – dokładnie czujemy jak grubymi nićmi szyta jest ich akwizycyjna gra. I chociaż sami nie dalibyśmy złamanego grosza to mimo wszystko kibicujemy im z każdym dolarem i podpisem.

Ponadto odwiedzając kolejne domy Arnold prowadzi nas przez jakiś dziwny przekrój kraju. Obnaża nam różne odcienie hipokryzji, słabości i szarych stref życia.

Niesamowity jest również klimat całego opowiadania – smak scen przepełnionych kurzem dróg, palącym słońcem i zmęczeniem godzinami wędrówek. American Honey to jakaś duchota powietrza, upał i lekkie współzawodnictwo – a także ciągła wątpliwość o to czy można i czy warto zaufać drugiemu człowiekowi.

American Honey 03

W chybotliwej, czujnej kamerze odbija się sporo słonecznych flar, blasków i błysków – jak w jakiejś jeździe obowiązkowej filmu o młodych ludziach, ale u Arnold każdy z tych drobnych ruchów przepełniony jest jakąś prawdą – taką samą jaka chowa się w obdrapanych ścianach na których przyczepione są zdjęcia bliskich, czy w małych naklejkach błyszczących gwiazdek.

 

W American Honey nie ma też miejsca na epickie misje życiowe i zmienianie świata w wielkim wymiarze. W końcu, jak się okazuje – bohaterowie Arnold nie mają wielkich marzeń. Nie są niezrozumiałymi buntownikami i nie chcą zostać artystami, pisarzami i zdobywcami szczytów – jak w innych filmach drogi o młodych ludziach. Nie szukają odpowiedzi na pytania i nie szukają przygód. Jedyne o czym marzą to swoje miejsce na ziemi – przyczepa, pełna lodówka i cisza wśród wysokich drzew z gromadką dzieci. Proste, małe sprawy – niezbyt oczywiste z ich punktu widzenia…


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/03/23/american-honey/feed/ 5 American Honey head filmowykot American Honey 04 American Honey 02 American Honey 03
Moonlight http://www.filmowykot.pl/2017/03/01/moonlight/ http://www.filmowykot.pl/2017/03/01/moonlight/#comments Wed, 01 Mar 2017 20:22:02 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=9104 Czytaj dalej Moonlight]]> W jednej z recenzji w internecie przeczytałam, że Moonlight to film impresyjny i realistyczny, agresywny i czuły zarazem. Ciężko znaleźć lepsze określenie…

Nie wierzyłam, że Moonlight zrobi na mnie takie wrażenie (choć nie jest to skala jaką osiągnął Manchester by the Sea to jednak…) i lubię być zaskakiwana w ten sposób. Oby częściej…

moonlight-02

Moonlight to historia o dojrzewaniu w świecie uporządkowanym przez odpowiednie pojęcia i szufladki.

Właśnie dlatego każda próba streszczenia czy opisania tego filmu wydaje się być znowu – już na wstępie, czynnością wysoce nieudaną. Bo historia dojrzewającego homoseksualnego czarnoskórego chłopaka już ma w sobie zbyt wiele niebezpieczeństw szufladek. A tutaj nie ma miejsca na oczywiste role i oczywiste postaci.

 

Chirona poznajemy kiedy jest jeszcze dzieckiem (Alex R. Hibbert). Rówieśnicy dręczą go zapędzając do jakiejś meliny. Tam odnajduje go Juan (Mahershala Ali)- miejscowy diler i próbuje pomóc chłopakowi. Dopiero przy drugim posiłku w domu przy partnerce Juana – Teresie (Janelle Monáe) Chiron odważy się mówić. Tak rozpocznie się znajomość, która później będzie próbowała nauczyć Małego zaufania i zastąpi mu relację ojcowską której prawdopodobnie nigdy nie znał. Lata później, nawet gdy biologiczna matka – narkomanka będzie wyrzucała nastoletniego Chirona z domu on ponownie znajdzie schronienie u Teresy, która nigdy nie wypuści chłopaka głodnego.

moonlight 04.jpg

Barry Jenkins poprzez kilka kolejnych rozdziałów z życia Chirona wyrywkowo, ale bardzo dogłębnie opowiedział nam demonach dorastania i bycia innym. Dokładając do tego (myślę, że nie jest to określenie na wyrost) wizualną poezję stworzył film cichy i spokojny, aczkolwiek przejmujący do szpiku kości (szczególnie dwa pierwsze epizody).  I chociaż w kolejnych rozdziałach, zarówno w rolę Chirona, jak i jego przyjaciela Kevina wcielają się różni aktorzy to jednak niosą ze sobą ten sam ciężar jaki wzięli na swój garb w dniu urodzenia.

To dzięki zdjęciom i jakiemuś magicznemu składnikowi między kadrami możliwe jest tak dokładne i całościowe przeżycie historii chłopaka.

moonlight-03

Można zarzucić Jenkinsowi to zdecydowane pomijanie lat życia Chirona, ale śledząc jego punkt widzenia i chłonąc obrazy które nam serwuje dość szybko można wybaczyć mu ową wybiórczość. Kiedy przyzwyczajamy się do jego sposobu opowiadania nie kwestionujemy ogromnych dziur – bo nie chodzi tutaj o życiorys każdego z bohaterów. Ważniejsze w Moonlight są emocje i drobne sytuacje. Może to być nauka pływania, zabawa na trawie małego Chirona, czy przejażdżka samochodem dorosłego już bohatera (w rolę dorosłego Chirona wcielił się Trevante Rhodes, a nastoletniego – Ashton Sanders ).

I chociaż tak naprawdę do świata Chirona większość z nas nie ma dostępu, to jednak na jakimś podstawowym emocjonalnym poziomie jest to historia jaką dobrze znamy. Przeplatana dylematem wykluczenia, wyrażania samego siebie, uwikłana w toksyczne relacje czy ciągłe próby oszukiwania siebie i swoich pragnień. Zarzucana Jenkinsowi pewna polityczność jest moim zdaniem trochę zbyt powierzchownym spojrzeniem na temat, który leży nie tylko na każdej szerokości geograficznej ale i głęboko w nas.


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/03/01/moonlight/feed/ 3 moonlight-head filmowykot moonlight-02 moonlight 04.jpg moonlight-03
Jackie http://www.filmowykot.pl/2017/02/07/jackie/ http://www.filmowykot.pl/2017/02/07/jackie/#respond Tue, 07 Feb 2017 19:14:52 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=8784 Czytaj dalej Jackie]]> Jackie to film o tym co dzieje się z rodziną po utracie wszystkiego – a w szczególności to film o kobiecie, która choć zostaje sama – to nadal musi się uśmiechać.

Jacqueline Kennedy miała 36 lat i dwójkę małych dzieci kiedy 22 listopada 1963 roku jej mąż – prezydent Stanów Zjednoczonych zostaje zastrzelony w Dallas. W ciągu kilku sekund – poplamiona krwią i w różowym eleganckim kostiumie – Jackie zostaje sama. Zapakowana na pokład Air Force One wraca do Waszyngtonu żeby stawić czoło rodzinie, polityce i dziennikarzom, ale co najważniejsze – dopełnić mitu prezydentury Johna F. Kennedy’ego.

jackie-04

Jackie to film bardzo spokojny i intensywny jednocześnie. Jego ramą staje wywiad udzielony przez wdowę po Kennedym tygodnikowy Life.

Rozmowa z dziennikarzem przerywana teatralnym płaczem i kolejnymi papierosami, a urozmaicona spokojem i stanowczym głosem będzie konsekwentnie spajała historię i pozwalała na fabularne skoki po osi czasu.

Dostaniemy tutaj epizody z różnych momentów, życia pani Kennedy z przewagą wydarzeń po śmierci jej męża. I choć na pierwszy rzut oka opowieść wydaje się być chaotyczna, to jednak dzięki niesamowitej kreacji Natalie Portman – która całą sobą jest filarem filmu – nabiera spójności i wnikliwości. Pablo Larraín (reżyseria) w piękny sposób prowadzi za rękę swoją aktorkę dając jej czas aby na ekranie przeżyła każde stadium emocjonalne – od ogromnej rozpaczy, przez wściekłość po dziwną determinację. To właśnie dzięki Portman ten film jakkolwiek żyje – bo ona sama nie tylko wciela się w rolę Jackie, ale i całkowicie się nią staje.

Choć film wydaje się momentami ciągnąć w nieskończoność, to jednak pomiędzy kolejnymi scenami jest jakąś refleksją na temat władzy. Czego najbardziej boi się człowiek który ma już wszystko? Że zostanie zapomniany, że nie odznaczy się na żadnym z firmamentów i łuków triumfalnych.

jackie-03

Nasi, rządzący Ameryką, poprzednicy mieli na koncie wielkie osiągnięcia. My jesteśmy tylko ładni mówi w pewnym momencie gorzkim głosem Robert Kennedy.

Jego zmartwieniem jest utrata potęgi, krok wstecz w karierze politycznej, przeprowadzka do mniej nobilitującego domu oraz pojawiająca się na horyzoncie śmierć w zapomnieniu. Na podstawie obrazu Larraína wydaje się, że każdego z polityków pcha do przodu jakaś ogromna potrzeba kontrolowania, ustanawiania i kreowania – bez względu na wszystko i wszystkich. Chcą być na szczycie, bo uważają że do tego zostali stworzeni.

Jackie to również film o wierności i kobiecej sile. Na tle procesów tworzenia legend pojawiają się tutaj ludzkie namiętności. W głębi duszy skrzywdzona i upokorzona romansami męża Jackie mimo wszystko stara się wybudować mu pośmiertny pomnik. Zaklęta w swoich obyczajowych ramach powinności Jackie jest też kobietą której współcześnie prawdopodobnie nie sposób byłoby znaleźć – bo łączy w sobie ciszę, skromność i ogromną, uśpioną moc.

jackie-01

Chociaż wie o tym co działo się w życiu jej męża, to godzi się na kontynuowanie budowania pozorów jego kryształowej postaci – niczym na mniejsze zło w swoim życiu. Być może nawet chowa samą siebie do kieszeni aby móc stać w cieniu zmarłego partnera – w końcu przyjęła nazwisko Kennedy i to nazwisko będzie nosiła mimo wszystko.

Ciekawym zabiegiem jest też wtopienie w film archiwalnych materiałów z pogrzebu Kennedy’ego. Choć na niektórych archiwalnych ujęciach – szczególnie tych szerokich, będziemy mogli zauważyć typowe dla taśmy filmowej ziarno to jednak mimo wszystko stylistycznie idealnie wpiszą się w klimat filmu. Co więcej dodadzą światu eleganckich i wytwornych ludzi kolejnego pierwiastka życia. Bo w większości postacie, które przepływają przez ekran i krążą wokół Jackie są bezimienne. Skrywają twarze za czarnymi woalkami i dłonie za wyprasowanymi rękawiczkami – są kolejnymi postaciami, które doradzają, wzdychają i próbują kierować naszą bohaterką. Są masą z którą krok po kroku Jackie będzie musiała stoczyć własny bój.

Ludzie lubią wierzyć w bajki mówi w pewnym momencie Jacqueline Kennedy. Podczas wywiadu pozwala sobie na łzy, ale razem z dziennikarzem widzimy je tylko dlatego że je nam demonstruje. Za chwilę wytrze je i zachowa się jakby ich nie było. Nic nie wydarzy się bez jej zgody, tak jak nic nie wydarzy się bez jej przemyślanego ruchu i jej manipulacji. Bo to zawsze jest czyjaś manipulacja – tak jak i cała ona.


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/02/07/jackie/feed/ 0 jackie-head filmowykot jackie-04 jackie-03 jackie-01
Manchester by the Sea http://www.filmowykot.pl/2017/02/05/manchester-by-the-sea/ http://www.filmowykot.pl/2017/02/05/manchester-by-the-sea/#respond Sun, 05 Feb 2017 19:05:55 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=8662 Czytaj dalej Manchester by the Sea]]> Są takie historie w których mam wrażenie, że zostało powiedziane już tyle i w taki sposób, że bezsensem byłoby próbowanie opowiadania jakichkolwiek kolejnych. 

Lee (Casey Affleck) jest dozorcą. W sumie jest mu wszystko jedno, ale gdzieś musi mieszkać i za coś musi jeść. Oddycha, bo przyzwyczaił się do tego że trzeba oddychać, unika wszystkiego co wymaga jakiegokolwiek angażowania się emocjonalnego i czeka aż wreszcie będzie mógł się zestarzeć i umrzeć.

Na pierwszy rzut oka jest zwyczajnym agresywnym, głupawym nieudacznikiem. I nawet nie próbuje walczyć z taką opinią – woli wszcząć bójkę w barze.

Pewnego dnia umiera jego brat Joe (Kyle Chandler). Lee zbiera się w sobie i jedzie do rodzinnego Manchasteru aby zająć się pogrzebem i nastoletnim synem Joe’go – Patrickiem (Lucas Hedges). Z urywków wspomnień zaczyna się wyłaniać świat jaki Lee zostawił wyjeżdżając do Bostonu – świat rybaków, szczęśliwej rodziny i wielkiej tragedii która nieodwracalnie zmienia człowieka.

manchester-by-the-sea-02

Kenneth Lonergan (scenariusz i reżyseria) tworząc Manchester by the Sea opowiedział historię jak najbardziej prawdziwą, gdzie wydarzenia i sytuacje zaplatają się i zazębiają wzajemnie w sposób życiowo irracjonalny.

Bo kiedy dzwonią do nas te najbardziej intensywne telefony, kiedy spotykamy tych najważniejszych dla nas ludzi i jak odkrywamy kolejne życiowe zdarzenia? W codzienności, we własnej złości, czasem w pobrudzonych przed chwilą spodniach i niewyspaniu.

Pogrzeby, przejażdżki samochodem i kłótnie nigdy nie czekają na idealne momenty, a poważne decyzje przeplatają się mgłą wspomnień, traum i napływających nagle fal emocji.

manchester-by-the-sea-03

Lonerganowi udało się w ponad dwóch godzinach opowiedzieć skromną do szpiku kości historię o ludziach zwyczajnych (świetny, trafiony w punkt casting!). Wszystkie wielkie słowa i emocjonalne burze mistrzowsko ukrył w małych gestach i ledwie wypowiedzianych zdaniach. Choć nie dostarczył nam wizualnych szaleństw, to jednak wykreował niezwykle unikatowy nastrój i atmosferę (niesamowity dobór muzyki…). Jego reżyseria chowa się w jakimś przedziwnym międzyczasie rozmów i formalności – w rzeczach oczywistych dla codzienności, ale nieoczywistych dla filmu. Bo jeśli Patrick i Lee mają odbyć niewygodną rozmowę o przesunięciu pochówku Joe’go – to tylko wtedy kiedy szukają zaparkowanego w zapomnianym miejscu samochodu, a jeśli mamy dowiedzieć się o przeszłości bohatera – to tylko poprzez krótkie negatywne sygnały żony potencjalnego pracodawcy w Manchesterze.

Manchester by the Sea to opowieść o pogodzeniu się ze sobą i odpuszczaniu – lekcjach które odrabia każdy z nas na milion różnych sposobów i możliwości. To historia o wychodzących piwnicznych potworach, nierozliczonych z samym sobą błędach i powikłanych ludzkich losach. To też opowieść o żałobie, którą każdy przechodzi na swój sposób i przed którą nigdy nie będzie ucieczki. Na koniec to też opowieść o ludziach, którzy wolą stłumić w sobie wszystkie emocje niż pokazać jakąkolwiek z nich światu. Piękną sceną jest próba krótkiej konfrontacji i rozliczenia starych spraw między Lee i jego byłą żoną Randi (Michelle Williams), gdzie każde z nich zdaje się prezentować inną próbę gojenia dawnych ran. Czy warto na siłę je oczyszczać po raz kolejny, czy poczekać aż zasklepią się i wygoją same? Nie wiadomo.

manchester-by-the-sea-01

Przez większą część seansu nie byłam w stanie dostrzec emocjonalnego wulkanu jaki buzował pod skórą tego filmu. Doceniałam świetnie napisane sceny, niesamowity sposób inscenizacji, układów i relacji. Jednak lawa wulkaniczna dosięgła i mnie – przy najbardziej nieoczywistej scenie, najbardziej codziennej i neutralnej. Bo to chyba powinno być tak jak w życiu – te najważniejsze sprawy, uczucia, wyznania i emocje przychodzą zawsze najmniej oczekiwane.


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/02/05/manchester-by-the-sea/feed/ 0 manchester-by-the-sea-head filmowykot manchester-by-the-sea-02 manchester-by-the-sea-03 manchester-by-the-sea-01
Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej. http://www.filmowykot.pl/2017/02/01/sztuka-kochania-historia-michaliny-wislockiej/ http://www.filmowykot.pl/2017/02/01/sztuka-kochania-historia-michaliny-wislockiej/#comments Wed, 01 Feb 2017 20:43:06 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=8259 Czytaj dalej Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej.]]> Zabawna, bezpośrednia, odważna i  lekko ekscentryczna bohaterka mająca przed sobą jasno postawiony cel – czy to nie jest idealny wstęp do filmu? Jest, całkiem niezły. Tylko teraz trzeba ten film zrobić.

Polacy coraz częściej chcą oglądać krajowe filmy, a i nasza rodzima kinematografia coraz częściej stara się by być oglądaną. Po bardzo dobrym filmie Bogowie Krzysztof Rak postanowił wziąć się za inną historię i powtórzyć sukces. I tak jak frekwencyjnie – ma na to bardzo duże szanse, tak artystycznie Wisłockiej do opowieści o Relidze jeszcze trochę brakuje.

Michalina Wisłocka (Magdalena Boczarska) wydaje się być idealną bohaterką filmową. Kolorowa, ekscentryczna, odważna i szczera.

Chce nauczyć miłości, trafić do kucharek siedzących w domach i przywracać radość życia. Bo co w tym złego? Wszyscy to robią, nikt w kapuście nie został znaleziony, a jakoś niewielu chce o tym mówić. Próbując wydać książkę idzie na wojnę z kościołem i partią, i choć zgrabnie lawiruje korytarzami to jednak – bez większego efektu, bo Sztuka kochania jest albo konfiskowana, albo cenzurowana albo zamiatana pod dywan.

sztuka-kochania-02

Podczas gdy w latach ’70 prowadzi batalie o swoją książkę po drodze sama wikła się w różne dość kontrowersyjne relacje. Wraz z mężem (Piotr Adamczyk) i przyjaciółką (Justyna Wasilewska) przez lata żyje w trójkącie, a później otwiera się przed poznanym w ośrodku letniskowym cudzym mężu i ojcu – Jurku (Eryk Lubos), który powoli ale skutecznie dobiera się również do jej serca. Ślepy o kolorach by nie pisał odpowiada, zapytana o to czy Sztukę kochania oparła na swoich doświadczeniach – choć ja bym nawet pokusiła się o określenie Szewc bez butów chodzi, bo z filmu wynika (!!), że Wisłocka dopóki nie poznała Jurka do najszczęśliwszych i spełnionych kobiet zdecydowanie nie należała.

Całość opowieści jest niestety dość rwana i szarpana. Historię Wisłockiej będziemy poznawali dwutorowo – z jednej strony od 1939, a z drugiej od końcówki lat ’70. I choć na papierze ten zamysł wydaje się być genialnym posunięciem jak dla mnie sprawia, że nie wszystkie sytuacje i sceny mogły wygrać swój potencjał. Choć zgrabnie uszyty i ułożony to lekko dziurawy – przez większość czasu ekranowego nabiera tempa, ale w pewnym momencie zaczyna męczyć swoim wiecznie awanturniczym charakterem. Bo ile razy książka może być wstrzymana, ile razy Wisłocka może wyciągnąć z szafy kolejny wzorzysty kostium i ile razy może próbować wyjść z opresji? Komediowy charakter sytuacji i sama Boczarska zdają się ratować sytuację – wszystko ogląda się całkiem nieźle, ale ja odniosłam wrażenie że pewne zabiegi to bardziej próby ratowania się czymkolwiek niż decyzje artystyczne reżyserki (Maria Sadowska).

sztuka-kochania-03

Odnoszę wrażenie, że całą zabawę chronologią, przerzucanie wątków i tasowanie scen niczym kart przyjmujemy z przymrużeniem oka. Owszem plejada aktorów, charakterów, wzorzysta scenografia i zdjęcia przykryją tutaj każde reżyserskie niedociągnięcia.

Bo chociaż wszystko jasne to czegoś brakuje – może jakiegoś porywu serca o którym wspominają momentami bohaterowie, a może wygranej i wybrzmiałej dramaturgicznie, pełnej sceny – zamiast teledyskowych skrótów? Seks na ekranie wygląda atrakcyjnie, ale jak długo można grać w podobne nuty owej atrakcyjności?

sztuka-kochania-01

Na uwagę zasługują zdjęcia Michała Sobocińskiego, który w Sztuce kochania udowodnił wszystkim, że należy do operatorów z sekcji dymiącej. Każde pomieszczenie będzie tutaj spowite rozgonionym dymem (w którym – owszem, światełko zawsze ładnie się rozłoży), tylko że momentami w owym dymie będzie można zgubić rekwizyty. A Wisłocka jak sama podkreśliła w jednym z dialogów – nie paliła (choć w latach ’50 można było zobaczyć ją z papierosem). Więc znowu – ile razy możemy grać w te same, lekko już zużyte klawisze?

I chociaż operacja się udała – Sztukę kochania obejrzeć można (już odniosła jakiś frekwencyjny sukces), sala operacyjna wyglądała naprawdę pięknie i chirurdzy byli zabawni – to mimo wszystko, mam wrażenie że pacjent zmarł. Potrzebny byłby przeszczep serca.

 

 


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/02/01/sztuka-kochania-historia-michaliny-wislockiej/feed/ 4 sztuka-kochania-head filmowykot sztuka-kochania-02 sztuka-kochania-03 sztuka-kochania-01
Elle http://www.filmowykot.pl/2017/01/29/elle/ http://www.filmowykot.pl/2017/01/29/elle/#comments Sun, 29 Jan 2017 16:56:52 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=8096 Czytaj dalej Elle]]> W pierwszej scenie bohaterka pośród rozbitej porcelany podnosi się z podłogi. Powoli doprowadza siebie do porządku, wyrzuca ubrania do kosza i bierze długą kąpiel. A potem jak gdyby nigdy nic idzie do pracy. Chociaż jeszcze nic nie wiemy – to czujemy, że fabuła będzie gęsta.

Michèle Leblanc (świetna Isabelle Huppert) mieszka w ogromnym, pięknym domu. Uchodzi za wymagającą i bezwzględną szefową firmy do której na pierwszy rzut oka nie pasuje (projektowanie gier). Sypia z mężem swojej przyjaciółki, próbuje wytłumaczyć swojej matce że młody utrzymanek nie jest najlepszym pomysłem, płaci za mieszkanie syna i jego nowej dziewczyny która spodziewa się dziecka oraz sama czasami zbyt długo przypatruje się sąsiadowi (Laurent Lafitte) z naprzeciwka. Wydaje się być kobietą wyzwoloną, ale z każdą minutą kiedy poznajemy jej świat – wiemy, że jej wyzwolenie nie jest takie oczywiste.

Nagle orientujemy się, że Michèle dostaje tajemnicze smsy, a pierwsza scena filmu miała miejsce zaraz po tym jak zamaskowany napastnik zgwałcił ją we własnym domu. Elle opowiada o tym przyjaciołom przy kolacji (ściśle – swojemu byłemu mężowi, przyjaciółce i jej mężowi z którym od czasu do czasu okazjonalnie sypia). Chyba zostałam zgwałcona mówi spokojnie i już wtedy zastanawiamy się, czy jest to efekt traumy, czy może z samą Michèle coś jest niezbyt w porządku.

elle-03

Paul Verhoeven świetnie buduje ekspozycję i pierwszą część filmu. Dodaje kolejne elementy opowieści i zagęszcza akcję.

Nie daje chwili odpoczynku ani nami, ani Michèle – choć trzeba przyznać, że na początku tka wszystkie wydarzenia z ogromnym wyczuciem i gracją. Wspomnienia wymiesza z wyobraźnią (dwa razy zobaczymy wtargnięcie napastnika do domu Michèle, ale za każdym razem będzie ono miało inne zakończenie), a przeszłość ojca Michèle – skazanego na dożywocie za masowe morderstwo z życiem jego dorosłej córki.

elle-04

Jednak w połowie ponad dwugodzinnej opowieści nagle Verhoeven traci werwę, a opowiadanie zdaje się zaczynać pożerać własny ogon.

Twórcy nie tylko wykładają większość kart na stół i demaskują przed nami napastnika, ale stają się również na swój sposób niechlujni. Chociaż początkowo jesteśmy skłonni wybaczyć pierwsze reżyserskie potknięcia, to wraz z ich nawarstwieniem wszystko zaczyna tracić wiarygodność. Wnuk Michèle wygląda jako kilkumiesięczne dziecko, a żona sąsiada na którym bohaterka zawiesiła oko nagle wyparowuje. Znikają też piękne drobnostki, którymi była napakowana pierwsza część filmu, a bohaterowie nagle zdają się tracić swoje małe gesty i przyzwyczajenia, które budowały ich jako ludzi z krwi i kości (daleko nie szukając: osobiście jestem zachwycona tym jak Michele w pierwszym kwadransie filmu traktuje zdjęcie w ramce jakie przynosi jej syn. Po tym drobnym geście wiemy już wszystko!).

Jedynie Huppert utrzymuje jeszcze nasze zainteresowanie, nawet jeśli sytuacje i wydarzenia wokół niej zawodzą.

To właśnie ona jest prawdziwą gwiazdą tego filmu i to dzięki niej cała opowieść ma tak ogromną moc rażenia. Całym swoim ciałem opowiada o jakichś tęsknotach i demonach przeszłości które sprawiają że kwestionuje całe swoje życie. Bo co jeśli jest bardziej podobna do własnego ojca niż kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić?

elle-02

I tak szkoda mi tej końcówki – bo bardzo chciałabym żeby Verhoeven uwodził mnie swoimi meandrami tajemniczego świata Elle w nieskończoność. Jednak pozwalając wypłynąć seksualnej perwersji na wierzch zapomniał o tym, że największą siłą opowiadania (i jego reżyserską umiejętnością) jest ciągłe zaplatanie sytuacji i wydarzeń. A tu nagle porzuca to co stanowi jego największą siłę – opowiadanie o odwiecznej siatce ludzkich zależności i słabości…

PS. Tak, ze względu na cudownego szarego kota Elle film ma już miejsce w dorocznym zestawieniu filmowych kotów. Swoją drogą, świetny z niego aktor!

elle-02elle-04


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/01/29/elle/feed/ 3 elle-head filmowykot elle-03 elle-04 elle-02 elle-02 elle-04
Arrival http://www.filmowykot.pl/2017/01/26/arrival/ http://www.filmowykot.pl/2017/01/26/arrival/#comments Wed, 25 Jan 2017 23:06:57 +0000 http://www.filmowykot.pl/?p=8000 Czytaj dalej Arrival]]> Obejrzałam wreszcie Nowy początek i powiem wam, że dawno nie widziałam filmu który tak cudownie namieszałby mi w głowie…

Denis Villeneuve (reżyser) pokazał już niejednokrotnie, że potrafi trzymać swoich widzów w napięciu. Dając nam niepokojące i niespokojne filmy takie jak Sicario czy Prisoners – teraz otwiera przed nami (dosłownie) inny wszechświat – science fiction z kosmitami, któremu jednak bliżej do prozy Stanisława Lema niż do hollywoodzkich strzelanek z efektami specjalnymi.

arrival-02

Pewnego dnia lingwistka Louise Banks (Amy Adams) zauważa, że na jej wykład przyszło zaledwie kilka osób. Zawiedziona niską frekwencją nie podejrzewała, że ta jest spowodowana sensacyjnym pojawieniem się dwunastu statków kosmicznych w różnych częściach Ziemi.

Jak się okazuje, ludzkość jak zawsze woli najpierw zamordować, a później zapytać po co tu jesteście? nie spodziewając się odpowiedzi innej niż ta po to aby zrobić z was naszych niewolników.

Przerażeni, nietolerancyjni, chaotyczni i agresywni – tacy jesteśmy i tak nas portretuje Villeneuve. Prowadzimy polityczne i zbrojeniowe gry, a zapominamy zbadać intencji naszego wroga. Louise jako jedna z wielu będzie stanowiła ekspercki zespół, który ma za zadanie porozumieć się z przybyszami. Ona jako lingwistka i Ian Donnelly (Jeremy Renner) jako fizyk będą musieli stoczyć swoisty bój o porozumienie.

Jak dla mnie Arrival to film piękny. I chociaż wśród widzów ma swoich przeciwników, to jednak operuje niesamowitym sposobem opowiedzenia pewnej filozofii. Oczywiście – jeśli chodzi o pewną logikę i energię kolejnych wydarzeń może wydawać się lekko niepełny, ale jeśli pozwoli mu się wybrzmieć wraz z ostatnim ujęciem – okaże się być misternym dziełem artysty totalnego. Bo tutaj nie ma miejsca na przypadkowe słowa czy kadry – to, że w pewnym momencie wydają się one nam przypadkowe – to inna sprawa, ale czy da się przecież ocenić zdanie zanim nie postawi się na jego końcu kropki. (A może da się wypowiedzieć całe zdanie niczym jedną kropkę?)

arrival 04.jpg

Na dodatek – Arrival dosadnie pokazuje, że w całym wszechświecie nie wszystko musi być po naszemu. To, że my mamy swój system miar, wag, wartości i nazw to nie znaczy że wszystkie istoty muszą mieć ten sam.

I właśnie tutaj film próbuje dotknąć czegoś na co żaden człowiek na Ziemi nie jest przygotowany – na całkowitą i wszechogarniającą równość. Bo – jak łatwo przewidzieć, buntujemy się przed nią wyczuwając natychmiast zagrożenie i utratę kontroli.

Arrival to także opowieść o odpuszczaniu i zgodzie ze sobą. O tym, że jeśli damy się zmanipulować otaczającym nas i krzyczącym do nas bodźcom – to nigdy nie będziemy w stanie ani osiągnąć spokoju ani nie będziemy mogli tak naprawdę się skomunikować. To film o czasie i możliwościach. O tym, że wszystko to może nie przebiegać linearnie, ale rozlewać się na podłodze niczym kałuża wody.

arrival-03

W tym wszystkim Villeneuve wprawną ręką potrafi budować napięcie i trzymać nas za gardło. Przeciągając niektóre sekwencje do nieskończoności, na pierwszy rzut oka wzbudza tylko głód kolejnych bodźców i podkręca niecierpliwość. Jest precyzyjnym mistrzem w tym bezlitosnym znęcaniu się nad widzem – wie gdzie przycisnąć i co pokazać abyśmy zwijali się w fotelu. A może ta niecierpliwość i niepokój to kolejne nasze ludzkie ułomności z których drwi między wierszami swojego filmu? Bo chociaż całość jest opowieścią o spotkaniu z kosmitami to jednak dawno nie było tak współczesnego do szpiku kości filmu. O nas.


Kategoria: film fabularny, recenzja ]]>
http://www.filmowykot.pl/2017/01/26/arrival/feed/ 6 arrival-head filmowykot arrival-02 arrival 04.jpg arrival-03