Martha McKay (Anna Kendrick) od zawsze była uważana za inną. Dziwne, wręcz szalone pomysły i zmiany nastrojów to jej specjalność. Po bolesnym rozstaniu, szalonej imprezie i katastrofie z kotem w roli głównej, spędza czas pod opieką przyjaciółki (Katie Nehra). Jednak kiedy cierpliwość Sophie się kończy (to po tej sytuacji z kotem…) Martha zostaje skazana na resztę dnia wolnego. Dzięki temu przypadkiem trafia na pana Idealnego (Sam Rockwell). Spędzają razem czas rozmawiając o wszystkim i rozstają się dopiero rano. Od tego czasu Martha nie jest w stanie mówić o kimś innym, choć uświadamia sobie, że nie zna imienia swojego nowopoznanego towarzysza. Idealny towarzysz też nie może o niej zapomnieć i szybko spotykają się ponownie. Tylko tym razem Martha jeszcze myśli, że tekst „przepraszam, że tak długo, bo musiałem zabić kolesia na parkingu” to ociekający czarnym humorem żart.
Pan Idealny to film zabawny ale dość specyficzny gdzie pomimo lekkości i humoru trup ścieli się naprawdę gęsto. Wszystko spowodowane jest zawodem tytułowego bohatera, który pracuje jako jeden z najlepszych płatnych zabójców. Jak to często bywa – płatni zabójcy sami czasem stają się celem. Tutaj momentami niestety ciężko jest połapać się kto kogo goni, a kto przed kim ucieka, ale akurat wszystkie nieprzewidywalne sojusze idealnie wpisują się w komediową formułę filmu (a widok Tima Rotha zawsze poprawia mi humor).
Niestety poza efektownością nie można spodziewać się po filmie zbyt wiele. Głośny soundtrack, strzelaniny i rozpryskująca krew może chwilami drażnić – szczególnie na koniec, kiedy mamy wrażenie że cała opowiastka jest apoteozą zabijania drugiego człowieka. Bo odbieranie życia jest tu podane w formie lekkiej, zabawnej i pełnej tanecznych kroków, gdzie nie ma miejsca na wyrzuty sumienia. Nawet jeśli owe wyrzuty pojawiają się przez chwilę pod wpływem tajemniczego składnika miłość to szybko znikają – jako mało efektowny zabieg dramaturgiczny. Owszem, niezwykły urok Sama Rockwella pomaga całej historii, ale tak naprawdę czy nie jest to tylko kolejne ładne kolorowe opakowanie? I chociaż teoretycznie nie powinnam wymagać zbyt wiele od kina rozrywkowego, a film oglądałoby się bardzo dobrze to tylko po co to szaleństwo zabijania?
A tak na marginesie dodam, że (ponoć) w piątek (21.11) świat obchodził dzień telewizji
Ten głośny film George’a Clooneya opowiada o grupie dziennikarzy CBS, którzy w latach 50 wypowiadają medialną wojnę senatorowi Josephowi McCarthy’emu. Ukazane zostały działania Edwarda R. Murrowa (David Strathairn) i jego producenta Freda Friendly’ego (Clooney), którzy koniec końców doprowadzili do zakończenia działalności senatora i jego Komisji Parlamentarnej do Spraw Działań Antyamerykańskich. Słuchając przemówienia Murrowa, które w filmie stanowi klamrę spinającą całą historię, powinniśmy się zastanowić czym stała się współczesna telewizja i czy przypadkiem nie jest obecnie taka, przed jaką w 1958 roku ostrzegał nas sam dziennikarz. Czy rządzą nią sponsorzy i wyniki oglądalności, czy jeszcze istnieją w niej okruchy misji, ambicje inspirowania, informowania i kształtowania społecznych postaw…
Drugi w tym zestawieniu film w reżyserii George’a Clooneya to fikcyjna biografia autentycznego prezentera telewizyjnego Chucka Barrisa (Sam Rockwell), który przez wiele lat prowadził program Gong Show. Jak dowiadujemy się z nieautoryzowanej biografii Barrisa – jego praca tak naprawdę była przykrywką innej prawdziwej działalności – pracy płatnego zabójcy na zlecenie CIA. Clooney tak prowadzi historię, że w pewnym momencie nie mamy pewności co jest fikcją, a co rzeczywistością – dokładnie tak jak w telewizji…
Choć telewizja nie jest pierwszoplanowym tematem filmu to jednak stanowi ważne dopełnienie głównego bohatera granego przez Marcina Dorocińskiego. Tomek jako dziennikarz telewizyjny ma w perspektywie awanse i sukcesy zawodowe. Jego poukładane życie burzy informacja o pogarszającym się stanie chorego na schizofrenię ojca… O filmie pisałam również TUTAJ.
Becky Fuller (Rachel McAdams) zawsze marzyła o byciu producentką audycji śniadaniowych. Nie przerażały ją pobudki w środku nocy, ciężka praca i kreatywne wyszukiwanie tematów. Pewnego dnia jako naiwny świeżak dostaje pracę jako producent podupadającego, lecz legendarnego porannego pasma. Aby podnieść oglądalność postanawia zaangażować legendę i ostoję klasycznego dziennikarstwa – Mike’a (Harrison Ford) zestawiając go z sztucznie uśmiechającą się przebrzmiałą divą Colleen (Diane Keaton). Morning Glory jako komedia romantyczna, choć momentami nudzi to jest niczym program śniadaniowy – dobrym wypełniaczem wolnego czasu ekranowego.
Brodaty, zgorzkniały i lekko zdesperowany Mike (David Duchovny) jako scenarzysta dostaje szansę na stworzenie własnego serialu. Bazując na własnych doświadczeniach chce stworzyć poruszającą historię, jednak scenariusz przechodząc z rąk do rąk po jakimś czasie zamienia się w całkiem inny projekt. Film dość zgryźliwie obnaża proces pracy nad scenariuszem i pokazuje jak bardzo to co widzimy na ekranie różni się od pomysłu jaki narodził się w głowie twórcy…
Lato. Nagle wszyscy narzekamy na wysokie temperatury, przeklinamy słońce i najchętniej zamieszkalibyśmy w lodówce…
Swoją drogą – próbowaliście robić film przy 20 stopniowym mrozie? Próbowałam, nie polecam. W końcu zdecydowanie lepiej jest robić styczeń z lipca niż lipiec ze stycznia (kino, to jedna wielka manipulacja).
O tym filmie już pisałam na filmowymKOCIE (TUTAJ). Jest to produkcja zdecydowanie wakacyjna i zdecydowanie do polecenia.
Po krótce – Duncan (Liam James), uważany przez swoją rodziną za popychadło jest wywożony na przymusowe wakacje. Stosując zasadę jak ucieknę to nie będą się mnie czepiać chłopak trafia do parku wodnego. Poznaje tam Owena (świetny i charyzmatyczny Sam Rockwell) – nieodpowiedzialnego nastolatka który utknął w ciele dorosłego. Niechcący i całkiem przez przypadek spędzają całe lato w swoim towarzystwie…
W sumie można byłoby zamienić park wodny na szkółkę snowboardu albo stok narciarski. Jednak pod warstwami kurtek i kombinezonów narciarskich ani Duncan ani Owen nie mieliby swego uroku. Park wodny ma w sobie zbyt wiele ciekawych gadżetów (te dmuchane koła ratunkowe), żeby tak łatwo z niego zrezygnować. Śnieg – może i fajny, ale skomplikowany realizacyjnie
No i fabularnie – wakacje są dłuższe od zimowej przerwy, więc bohaterowie mają większe pole do popisu.
Julio (Gael Garcia Bernal) i Tenoch (Diego Luna, w którym swego czasu się podkochiwałam…) to najlepsi przyjaciele. Alfonso Curano (tak, to reżyser) wysyła ich w podróż po Meksyku z atrakcyjną Luisą (Maribel Verdu). Oni – po liceum, ona – przed trzydziestką. Oni – mają całe życie przed sobą, ona – nic do stracenia. Mieszanka wybuchowa. Do tego słońce, rozgrzana droga i pokryty kurzem samochód.
Ostrzegam, że film nie jest dla dzieci…
Nic z tego by nie wyszło. Serio. Tutaj potrzebny jest zakurzony i lekko słonawy smak spierzchniętych warg i lepka od potu skóra. Kwintesencja filmu drogi…