O tym jak powstawała etiuda i o wszystkich stanach przedzawałowych jakie wydarzyły się po drodze… Czytaj dalej →

z pamiętnika filmowca amatora, odcinek 39

Czyli, krótka historia o powstawaniu drugorocznej etiudy Raz dwa zero.

Kwiecień 2016

1.04.2016

1 kwietnia to prima aprilis. W Warszawie ciemno, zimno i deszczowo. Słońce niby już wstało, ale jest zbyt pochmurno żeby mogło się pokazać. Z torbą pełną energetyków wsiadam na Mokotowie do załadowanego sprzętem volvo. Czuję jakby historia się powtarzała – znowu trasa na Białystok, znowu dokument, znowu ten sam team. Tylko tym razem jesteśmy miesiące znajomości dalej, kilka filmów później, a ja stoję przed innym blokiem na innym warszawskim osiedlu.

SP 12 w Białymstoku wita nas z otwartymi ramionami. III G z lekkim entuzjazmem. Ponad dwadzieścia sztuk dziewczynek z klasy gimnastyki artystycznej – wiemy jeszcze o sobie niewiele i nikt nie podejrzewał że dwa miesiące później będziemy razem skakać po drzewach i grać w kluchę .

Siedzimy w kółeczku i rozmawiamy. Okazuje się, że na sali jest sporo fanek puchatych kotów. To nasz pierwszy punkt wspólny. Rozmowy o kotach będą przy każdym naszym spotkaniu.

Po całym dniu lekcji i spotkań, trening gimnastyczek. Hałas, chaos i szok poznawczy. Pod koniec mam ochotę położyć się na twardej podłodze i wzdychać nad swoimi kręgosłupami. Dziewczynki – o dziwo mają strasznie dużo energii.

Późnym wieczorem razem z Piotrkiem znowu robimy trasę Białystok – Warszawa. Tym razem noc przynosi piękne gwiaździste niebo. Patrząc na nie ogarnia mnie ogromna, ogromna tęsknota, podobna do tej kiedy tęskni się za domem podczas bardzo długiego i dalekiego wyjazdu. Jeszcze nie wiedziałam że ta tęsknota będzie się tylko powiększała i w dużej mierze zostanie bardzo niewytłumaczalna.

2.04.2016

Znowu Warszawa. Budzę się rano i przez chwilę nie mogę zorientować się w jakim jestem mieście i mieszkaniu. Bardzo gruby kot moich kuzynów, leży mi na nogach i odcina dopływ krwi do stóp.

kofi

Zawody gimnastyczek to kolejny hałas, chaos, szok poznawczy i hardkor. Po drodze gubimy karty pamięci, które później Annabel – jedna z dziewczynek szybko nam znajduje. Annabel będzie momentami naszą prawą ręką.

Uczę się wszystkich imion, ale mój mózg nie przyjmuje takich nadmiarów informacji. Przepraszam je na każdym kroku. Na szczęście Piotrek ma lepszą pamięć.
Przyznam ze wstydem, że jeszcze na montażu – trzy miesiące później nadal myliłam się jeśli chodzi o imiona…

Miliony ujęć to kawałki tyczki.
Nie wiem co się dzieje, ale przestaje działać mi telepatia. Okazuje się, że stałam się głucha na Piotrkowe myślowe krzyki spadaj mi z tą tyczką . Zaczęliśmy się zastanawiać czy to kwestia starości czy może jakiegoś rozsynchronizowania – jak to w mikroporcie kiedy dostraja się fale nadajnika z odbiornikiem. A może to przez moje rzucanie palenia, które wtedy próbowało się odbywać? Kilka dni później usłyszałam, że jestem lepsza dla świata kiedy palę. Tak więc dla bezpieczeństwa zawsze mam przy sobie papierosy.

– Panie operator, a tu mogę być z tyczką?
– Operator, operator. A co to „operator” napis na dropsach?

– Patrz na to – Piotrek zwraca mi uwagę kiedy przejeżdżamy przez Warszawę i mijamy Wisłę. Zachód słońca i zmieniające kolory niebo chce udowodnić światu że cuda się jeszcze zdarzają. Ale jakoś na nic to wszystko. Przez kolejne tygodnie Warszawa mnie będzie bardzo zasmucała, jakby wcale nie chciała tu mojej obecności.

I znowu kolejny dzień kończy się leżeniem na twardej podłodze i starczym jękiem na temat mojego kręgosłupa.

Po powrocie do szkoły

oddaję materiały do montażowni i spotykam się z moją ulubioną szkolną montażystką. Palimy papierosa na tarasie na trzecim piętrze w CNM i opowiadam jej o materiale.
Rzucam palenie dodaję.
Bogusia śmieje się. Czyżby mi nie wierzyła?
Kilka tygodni później okaże się że przez jej chorobę nie będziemy w stanie zrobić tego filmu razem.

montazownia

Jeden dokument się kończy (DCP „Bojownika” zamknięte) i drugi zaczyna.

Maj 2016

Nadchodzący egzamin fabularny sprawia, że o niczym innym nie myślę jak tej cholernej fabule . Jedynie zawody gimnastyczek w Łodzi przypominają o tym, że trzeba robić także drugi film. Piotrek i ja, podobnie zmęczeni bierzemy sprzęt, Karolinę jako przedstawiciela produkcji i bolące kręgosłupy (to mój) żeby znowu spędzić dzień wśród emocji, łez i ogromnego wysiłku.

Pamiętam, że tego dnia wypaliłam tylko jednego papierosa. Nawet mi nie pasował co przyjęłam z mieszanymi uczuciami. Bo z jednej strony, teraz nie będę miała przed sobą żadnego pretekstu do przerwy.

nazawodach

Pełne skupienie. Operator z kamerunkiem i kierownik produkcji z tyczką. Reżyser poszedł po kawę.

Kiedy jedna z młodszych dziewczynek przerywa występ, a nasze bohaterki gromadzą się wokół niej pocieszając zapłakaną gimnastyczkę zastanawiam się nad swoją postawą pijawki .
Z drugiej strony mam ochotę powiedzieć dziewczynce, że wszystkie dramaty które przeżywa się w wieku siedmiu lat odchodzą w zapomnienie kiedy ma się ich dwadzieścia. I wtedy okazuje się, że tamten nieudany występ staje się całkowicie nieważny. Ale mogę sobie tylko pogadać bo zanim dotrze się do tych dwudziestu to trzeba jeszcze doświadczyć.

Kiedy pokazuję materiał w Szkole nikt nie podziela mojego entuzjazmu. Mówię o ogromnym wysiłku dziewczynek, ambicjach i o tym, że ich środowisko jest bardzo podobne do naszego. Też wkładają w coś mnóstwo energii gdzie efekt zależy od mieszanki szczęścia, pracy, pewności siebie i opinii innych.

Opiekunowie artystyczni sugerują zmianę tematu, szkoła ma odwieczne problemy z wydawaniem sprzętu, a moja ulubiona szkolna montażystka trafia do szpitala. Zaczynam szukać nowego współpracownika próbując zachować spokój.

Czuję się coraz bardziej samotna w ten dziwny sposób. Tak jakby to kwietniowe gapienie się w gwiazdy na trasie Białystok – Warszawa było jakimś punktem zwrotnym. Nie wiem czy to zmęczenie, brak jakichś składników odżywczych czy wypowiedzenie kilku słów za dużo, ale mam nieodparte wrażenie że coś się zmieniło. Nie chcę myśleć popsuło , ale naprawdę zmieniło. A jak ja sobie poradzę przy tym zmienieniu?
Tłumaczę sobie, że muszę być cierpliwa – że tylko ta cholerna cierpliwość będzie największym lekiem na wszystkie zmartwienia. Bo przecież wszystko przyjdzie i wszystko się złoży. Spokój. Bo też chodzi o spokój.

Trochę mam wrażenie, że przechodzę jakieś stany przedzawałowe. Chociaż istnieje pogłoska, że ja nie mam szansy zejść na zawał serca.
Najpierw musiałabym mieć serce.

Czerwiec 2016

1.06.2016

Kilka dni później znajduję montażystę. Ja i Alan jeszcze się nie znamy, ale jestem dobrej myśli. Trzeba być dobrej myśli.

Do Białegostoku jedziemy z Maćkiem. My do pracy, a Maciek – rekreacyjnie. Wieczorami, siedząc na tarasie próbujemy zrobić sobie wakacje. I nawet się udaje – w towarzystwie jedzenia które obsesyjnie dostarcza nam moja mama.

Zachęcona przez moich ulubionych kierowników produkcji zakładam snapchata aby kultywować obrazkową komunikację. Jest to trochę głupiutkie, ale cieszę się jak dziecko. Okazuje się, że często będziemy wysyłać sobie zdjęcia.

2.06.2016

Kolejny dzień zdjęciowy zaczynamy od treningu i szkoły. Później, wieczorem nagrywamy jedną z kluczowych dla filmu scen. To nic odkrywczego, ale okazuje się, że wszystko będzie się działo wokół tego – wokół przesuwania w sobie granic i jakiejś wytrzymałości.

z tyczką

Zawsze nagrywam dobre dźwięki. Prawie zawsze.

Wieczorem, kiedy znowu próbujemy zrobić sobie kilka godzin wakacji stwierdzam, że moja natura psa pasterskiego jest bardzo usatysfakcjonowana. Fakt, że stado jest w zasięgu wzroku bardzo uspokaja.
Żartujemy sobie z siebie i dogryzamy wzajemnie, jako że drobne złośliwości odstresowują. Wszyscy jesteśmy trochę dziwni.
Nie miałam nawet szansy być normalna mówię swojemu rodzonemu ojcu.

Kiedy tak jeszcze siedzę w nocy na tarasie stwierdzam, że każdy z nas jest na swój sposób nieposkładany, wszyscy mamy burdel w życiu i własne zmartwienia. Ale miłe jest to, że mimo wszystko jeszcze mamy sporo siły żeby być obok i podnosić drugiego kiedy delikatnie podupada.
Myślę też o tym, że nie chcę wracać do Łodzi i że są ważniejsze rzeczy niż filmy. Zdecydowanie są.

3.06.2016

Zdjęciowe piątki zaczynają się przeważnie od marudzenia i zmęczenia. Dużo kawy, poranne lekcje w szkole i wolne na kilka godzin od 12:00 żeby później znowu trafić na trening.

Spotykamy się z mamą głównej bohaterki i po chwili rozmawiamy jakbyśmy się znali przez całe życie. Później spędzamy z dziewczynkami czas u dziadków jednej z nich. Jest wielki pies, kot, trampolina i gra w kluchę. Szybko przegrywam i dostaję przezwisko.
Dziewczyny łażą po drzewach, plotkujemy z mamą Justyny i dziękujemy za typową podlaską gościnność . Na stole natychmiast pojawia się dużo jedzenia i pyszny miód. Wiemy jak się ustawić w życiu…
Kończymy o 22:00. Póki zgramy materiał mija jeszcze tylko sto lat.

Po powrocie do Szkoły

powtarzam Alanowi, z którym dopiero zaczynamy podmontowywać dokument, żeby się całkowicie nie krępował w wykrzykiwaniu niecenzuralnych słów kiedy ogląda materiał. Ja tak robię i się tego nie wstydzę. Nawet moi domownicy (bo zdarza mi się często oglądać materiały w domu rodzinnym) zdają się być do tego przyzwyczajeni. Drobne złośliwości i soczysta kurwa zawsze cudownie odstresowuje. A bez sensu jest się denerwować na materiał, bo przecież to tylko materiał .
Do tego wszystkiego zaczyna powstawać naprędce alternatywna wersja filmu,
Znowu zaginam czasoprzestrzeń i proszę swoje oczy żeby mnie nie zawiodły. Próbuję bardziej nie spać i połapać wszystko .

Dystans i humor mówię sobie sama kiedy ze zmęczenia i zaspania zdarza mi się posolić kawę (to kwestia podobnych słoików, które stoją obok siebie). Znowu włażę w kałuże, wdeptuję w błoto i potykam się o własne nogi kiedy chodzę po parku. Staram się śmiać z siebie biorąc pod uwagę że niechcący jestem po drodze zmuszona do zmiany mieszkania i kolejnej walki z poczuciem bezdomności.

Moi opiekunowie artystyczni wreszcie przyznają mi rację jeśli chodzi o materiał. Rzeczywiście coś tam jest mówią. Jest nadzieja.
Mam ochotę powiedzieć A nie mówiłam.

– Trzeba jeszcze pojechać na zdjęcia – mówię do Piotrka.
– Dokrętki – poprawia mnie.
– Zdjęcia – odburkuję – Jeszcze jesteśmy w fazie zdjęć, a nie dokrętek.

15.06.2016

Wieczorem razem z Piotrkiem wsiadamy w opóźniony pociąg z Łodzi do Białegostoku. Z milionem toreb i pakunków zajmujemy więcej przestrzeni niż nam przysługuje. W pociągu próbuję coś pisać, a wyjęcie laptopa zaczynam od słów działaj mój kochany . Jeszcze nie wiedziałam, że za trzy dni mój kochany przestanie działać bezpowrotnie.

Powinniśmy pracować, myśleć i rozmawiać. Przez większość podróży próbuję coś napisać, ale zamiast tego wypatruję z okna pociągu sarenek. Znowu udaje mi się zobaczyć jedną z nich.

– Patrz jakie słońce – mówię Piotrkowi kiedy popołudnie zamienia się w wieczór.
– Właśnie chciałem to powiedzieć.
Zachody słońca są już chyba naszym prywatnym fetyszem.

– Będziesz pisała o tym na blogu? – pyta Piotrek

Raczej nie myślę.
Bo o czym tu pisać?
Chyba nie o filmach.

16.06.2016

Rano okazuje się, że Annabel nie ma w szkole. Zjawiamy się rano i III G wita nas informacją, że dziewczynka zachorowała. Kilka telefonów potwierdza smutną sprawę.
– Co będzie? Co robimy? – pyta mnie ciągle Piotrek.
– Nie wiem.

Czuję się strasznie zmęczona, tym że sprawy przybierają taki, a nie inny obrót.
Ale z drugiej strony – może tak będzie lepiej?

Kiedy wracamy z czwartkowego treningu – ponownie Białystok daje nam piękny zachód słońca. Specjalnie wybieramy dłuższą trasę przez miasto żeby móc popatrzeć i pomilczeć.

17.06.2016

Tego dnia ma nie być lekcji w szkole. Dziewczynki biegają po osiedlowym placu zabaw do południa, żeby później pojechać na basen. Jest gorąco. Nawet bardziej niż gorąco. Bardzo, bardzo.
Czuję, że popadamy w jakiś schemat, bo po południu znowu trening. Zastanawiam się dla kogo jest cięższy – dla nas czy dla nich? Bo fizyczne zmęczenie to jedno, ale psychiczne wypalenie , wręcz wyżarcie z energii jest jeszcze gorsze.
Na koniec robimy sobie trochę zdjęć. Koniec brzmi zawsze dziwnie.

Dopada mnie to nieuchronne wrażenie, że to spotykamy się po raz ostatni w tym składzie chociaż oczywiście jesteśmy zaproszeni na zawody w następnym tygodniu.

wesolydokument

Wesoły dokument.

Do szkoły

wracam bez swojego MacBooka. Podmontaż trafił szlag. W sumie to chyba wszystko trafił szlag (włącznie z MacBookiem). Przez chwilę czuję, że to może być zwiastun tego, że znajduję się w przedsionku wielkiego wybuchu. Ale to zawsze mylne wrażenie – bo albo przedsionek jest bardzo długi albo sam z własnej woli oddala się ode mnie.

26.06.2016

Ale gdzie jest pan Piotrek? – pyta mnie chórek dziewięcioletnich głosów, kiedy pojawiam się z kamerą na zawodach.
Pracuje – odpowiadam dyplomatycznie
A myślałyśmy, że TO jest wasza praca – odpowiada z oburzeniem Justyna, nasza główna bohaterka.
To pani dzisiaj sama musi być uszami i oczami filmu?

Uszy i oczy filmu to był najprostszy sposób na wytłumaczenie dziewczynkom dlaczego mikrofon musi zbierać dźwięki z tego samego miejsca na które patrzy kamera. Łyknęły to dość szybko, a jeszcze szybciej zaprzyjaźniły się z kotem – puchatą osłoną która chroni mikrofon od wiatru. W sumie tyczka i rejestrator wywoływały najwięcej emocji, bo niejednokrotnie podczas przerw dawałam im posłuchać dźwięków przez słuchawki.
I jak pani nie oszaleje od tego wszystkiego wzdychały.

Nie mogłam się nadziwić ile radości przynoszę dziewięciolatkom. Przytulały mnie i zaglądały przez ramię. Tym razem pozwalałam nawet zajrzeć w kamerę – w końcu to ostatnie dokrętki. Tak na dobre.
– Jak będę starsza to też będę studiowała w Szkole Filmowej powiedziała do mnie jedna z nich w przerwie.
Tak? A na jakim kierunku?
– Jeszcze nie wiem.

To takie miłe – cieszymy się wspólnie z każdego sukcesu, martwimy każdą porażką i momentem kiedy podczas występu obręcz czy skakanka wypada z dłoni. Przybijamy sobie piątki, a ja mam wrażenie że przeżywam ich sprawę bardziej niż wszystkie swoje egzaminy świata.
Do domu znowu wracam niczym warzywo chociaż później uczestniczę jeszcze w spotkaniach towarzyskich. Staram się nie zamykać oczu, bo wiem że zasnę. Kiedy w okolicach pierwszej w nocy kupuję bilet na pociąg na 4:50 mam ochotę się rozpłakać. W sumie to mi się nawet udaje, ale staram się nie skarżyć bo znowu mogę zostać posądzona o zapatrzoną w siebie ignorantkę.

Lipiec 2016

Szkolne konsultacje to amplitudy emocji. Kiedy na jednych z nich wszystko jest okej na drugich zrobiliście krok w tył . Walczymy dzielnie, sprawdzamy, oglądamy po raz kolejny, wysyłamy do znajomych… Mam wrażenie, że przestawiamy układkę na różne sposoby.
– Nie rozumiem wielu rzeczy – mówi mi profesor M. na dobę przed egzaminem – Nie wiem czy ta dziewczynka z pierwszego ujęcia to ta sama co jest w ostatnim. Ja bym to przemontował.
Wzruszam ramionami. Każdy z kim rozmawiam by to przemontował. Ja już w sumie nie.
Kiedy patrzę na ten film na udźwiękowieniu i oglądam pokolorowane ujęcia myślę o tym, że najbardziej lubię ten czas w dokumencie. Fabuła – pomimo prywatnej podróży to jednak historia skondensowana. Dokument kocha czas z wzajemnością. Kocha to jak zmieniają się emocje, relacje i rozkłada energia. Ja też to lubię obserwować, spoglądać na te kilometry ścieżki jakie przeszłam.
Bo najgorsze jest to, że jesteś z tym zupełnie sam mówi mi na dobę przed egzaminem przypadkowo spotkana na ulicy koleżanka z reżyserii. Ktoś może ci w czymś pomóc, coś z ciebie „zdjąć” ale tak naprawdę – jesteś sam.
Przytakuję, ale mam ochotę powiedzieć ja nie jestem sama.
I chyba gdyby nie to, to już dawno rzuciłabym wszystko w cholerę.
Pewnie i tak nie. Ale lubię sobie pogadać.
Film Raz dwa zero otrzymuje ogromne, ogromne brawa. Zbiera przez cały dzień masę ciepłych słów wsparcia i wywołuje ogromne zainteresowanie. Podczas komisyjnej obrony dochodzi jak zawsze (rok temu było identycznie) do awantury.
– Najlepsze jest to, że w kolejnym filmie widzę znowu ciebie – mówi mi opiekun roku.

Komisja wycenia film na 4,5.

6 thoughts on “ z pamiętnika filmowca amatora, odcinek 39

  1. bezczas pisze:
    Odpowiedz

    Hej, szukałam tego filmu online, ale nie znalazłam. Gdzie można go zobaczyć?

    Lubię Lubię

    • Anka pisze:
      Odpowiedz

      Jak na razie niestety nie, ponieważ odbywają się pokazy na różnych festiwalach. W ten piątek w Świdnicy na „Okiem Młodych”, a 9 października na festiwalu „Kamera Akcja” w Łodzi. Informacje o pokazach będę umieszczać na fanpage’u filmowego kota także zapraszam do śledzenia🙂

      Lubię Lubię

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. ( Log Out / Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. ( Log Out / Zmień )

Facebook photo

Komentujesz korzystając z konta Facebook. ( Log Out / Zmień )

Google+ photo

Komentujesz korzystając z konta Google+. ( Log Out / Zmień )

Anuluj

Connecting to %s